poniedziałek, 14 października 2013

Koń camargue



  Wyglądają jak zjawy: wszystkie białe, poruszające się niemal bezgłośnie po moczarach we mgle wczesnego poranka. Tylko od czasu do czasu zdradza ich obecność pojedyncze rżenie lub plusk, gdy przechodzą przez płytką wodę. Oto dzikie konie z Camargue, olbrzymich bagnisk w delcie Rodanu na południe Francji. Niewiele tam mogą znaleźć pożywienia, wszystko, co tam rośnie, to skarłowaciała trawa i trzciny, a mistral - zimny, silny wiatr północny - wyje i zawodzi nad deltą.
  Zimy w tym regionie są surowe, ale te odporne stworzenia - znane jako "białe konia morza" - czują się tam dobrze i rozmnażają. Ich źrebięta rodzą się kare, skarogniade lub ciemnosiwe, lecz z wiekiem jaśnieją. Im starszy koń, tym jaśniejsza maść.
  Ich gęsta biała zimowa sierść daje doskonałą ochronę przed lodowatymi temperaturami, jakie trzeba znosić w regionie Camargue - chyba że zdarzy im się zamoczyć w głębokim śniegu i szybko się wyziębią. Na szczęście coś takiego rzadko się przytrafia.
  Istnieje tylko około trzydziestu stad - zwanych manades - które obejmują szacunkowo czterdzieści pięć ogierów i czterysta klaczy. W wielu miejscach na obszarze Camargue konie te utrzymywane są, aby poprawić stan ziemi; gdyby nie pasące się stada, ziemię zarosłyby krzaki i zarośla jeżyn i stałyby się one niedostępnym ugorem. 0
  Ogiery są rzadko spotykanie, ponieważ na ogół chwyta się je i wałaszy (kastruje), aby używać ich jako wierzchowców. Kilka wybranych przez farmerów z delty zostaje nietkniętych, przeznaczonych do tego, aby były reproduktorami dla przyszłych pokoleń.
  Przez dwa miesiące każdego roku, poczynając od kwietnia, wybranemu ogierowi pozwala się przebywać ze swoim stadem, w którym jest on prawdziwym panem i władcą. Jeżeli dwa ogiery się spotkają, gwałtowna i zażarta walka jest niemal nieunikniona. Ogier pokrywa kilkakrotnie klacz, która właśnie ma ruję, czemu często przygląda się z ciekawością reszta stada.
  Klacz zazwyczaj zaczyna rodzić źrebaki, poczynając od czwartego roku życia i, jeżeli wszystko jest w porządku, dzieje się tak przez następnych piętnaście lat - klacz rodzi co roku na wiosnę. Wolno dojrzewające i niewielkiej postury konie camargue rzadko mierzą więcej niż 14 dłoni. Słyną one ze swej długowieczności, przekraczając nieraz dwadzieścia pięć lat.
   Aczkolwiek prawdopodobnie zamieszkiwały one ten region od czasów prehistorycznych - cechuje je dużo podobieństwo do koni z prastarych rysunków naskalnych w jaskiniach - konie camargue zostały uznane za rasę dopiero w 1968 r.
  Mają dobrej jakości tkankę kostną i krzepką budowę. Ich gęsta biała sierść zapewnia doskonąłą ochronę przeciwko żywiołom, a ich kopyta są zazwyczaj twarde i mocne. Tym niemniej konie te nie pretendują do tytułu piękności; ich głowy są często pospolite, szyje krótkie, a cała sylwetka raczej prymitywna.
  Jednak braki w wyglądzie nadrabiają swoimi osiągnięciami. Ich energiczne ruchy i wysoki wykrok sprawiają, że są wysoko cenione przez francuskich kowbojów - zwanych gardians - którzy używają ich do pędzenia za ognistymi czarnymi bykami, hodowanymi w tym regionie.
  Teraz, gdy około siedemnastu tysięcy akrów Camargue przeznaczonych jest na rezerwat "biały koń morza" ceniony jest w przemyśle turystycznym, gdyż tworzy integralną część tego romantycznego pejzażu.


Brumby



  Nazywa się go często narodowym symbolem Australii, ale brumby - jedyny dziki przedstawiciel koniowatych na tym kontynencie - jest tą spośród dzikich ras, która była chyba najdotkliwiej prześladowana.
  Konie przybyły do Australii w 1788 roku wraz z pierwszą Flotą, która przywiozła konie pełnej krwi angielskiej i hiszpańskie. Długa podróż morska była ciężka i przetrwali tylko najbardziej odporni - ludzie i zwierzęta. Później importowano jeszcze więcej folblutów, a także arabów i kuców. Brumby, podobnie jak amerykański mustang, pochodzi od tych przywiezionych pierwotnie zwierząt.
  Jednakże w Australii postrzega się go jako szkodnika, który rywalizuje z bydłem o jedzenie i wodę. Brak selekcji hodowlanej oznacza, że wiele koni brumby jest nieoswojonych, i niektórzy są zdania, iż konie te są zbyt krnąbrne, aby używać ich jako wierzchowców. I rzeczywiście, słowo "brumby", jak się sądzi, ma pochodzić z języka Aborygenów, gdzie baroomby znaczy dziki.
  Ponieważ dzikie stada przystosowały się do terenu i klimatu, rozmnażały się szybko i rozprzestrzeniły po całym olbrzymim interiorze. Polowano na nie dla mięsa, zabijano, aby zachować pastwiska, ogradzano źródła, zabierając im dostęp do wody.
  Obecnie szacunkowa liczebność tej rasy waha się pomiędzy trzystoma a sześciuset tysiącami osobników. Jednak latem 2003 r. mówiło się o kolejnej selekcji - aby zapobiec ich wchodzeniu na tereny Parkuj Narodowego Namadgi koło Canberry. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Środowiska stwierdziło, że jeżeli konie brumby muszą zostać wytępione, aby powstrzymać ich ekspansję, należy to zrobić tak humanitarnie, jak to tylko możliwe.
  Organizacja Brumby Watch stara się wpłynąć na rząd i opinię publiczną, aby odwołać selekcję i zachować dzikie konie z antypodów.

Kuc Chincoteague

 



"Gdy nadeszła północ, morze jeszcze bardziej się wzburzyło, a fale ciężko zwalały się na pokład. Ponad łoskotem fal i wyciem wiatru, można było z trudem wyłowić paniczne rżenie przerażonych koni".
  Fikcja? Możliwe... Lecz popularna teoria na temat kuców z wyspy Assategue, leżącej na przeciw wschodniego wybrzeża Ameryki, oraz sąsiadującej z nią Chincoteague, malowniczego wirginijskiego uzdrowiska, mówi, że kuce te przypłynęły na brzeg z rozbitego hiszpańskiego galeonu.
  Bardziej prozaiczna wersja: prawdopodobnie kuce te są potomkami stad wypuszczonych na wolność przez pierwszych osadników, chodź bardziej powszechna jest opinia, że pochodzą od koni hiszpańskich. Jakkolwiek rzeczy się miały, dzikie konie, jak się sądzi, zamieszkiwały tu przez około trzysta lat, walcząc o przeżycie wśród mokradeł.
  Przeważnie są one drobnej budowy, mierzą przeciętnie 12 dłoni, lecz wykazują niektóre cechy dużych koni. Fakt ich istnienia nie był znany ogółowi aż do lat 20. dwudziestego wieku, a obecnie znajdują się one pod ochroną Departamentu Straży Pożarnej (Chicoteague Fire Departament), który zarządza obiema wyspami.
  Na Assategue, która nie jest zamieszkana przez człowieka, znajdują się dwa stada. Teren wyspy jest nisko położony i prawie nic go nie chroni przed sztormami znad Atlantyku, a większość obszaru to piaszczyste mokradła. Przysłowie mówi, że kuc z Chincoteague "i na kamieniach nabierze sadła" - inaczej mówiąc, doskonale wykorzystuje żywność.




  Bardzo inteligentny i wszechstronny, kuc chincoteague jest odpowiednim wierzchowcem dla dzieci, które kochają jego wesołe usposobienie i barwne odmiany umaszczenia - większość kuców to konie kasztanowato-,gniado - i karo-srokate, aczkolwiek zdarzają się też maści jednolite. Domieszka krwi arabskiej pozytywnie wpłynęła na rozwój tej rasy.
  Każdego roku w lipcu kuce są spędzane razem na Assateague i przepędzane wpław na Chincoteague, gdzie wystawia się je na sprzedaż podczas aukcji. Te, które nie znajdą nabywców, przepędza się następnego dnia z powrotem na wyspę.

Dzikie mustangi

  

  Wczesny poranek, wśród mgieł wstaje nowy dzień. Na olbrzymich równinach amerykańskiego Zachodu nic się nie porusza. Nagle orzeł, zataczający kręgi wysoko nad prerią, wydaje krzyk i podnoszą się głowy w stadzie koni, które do tej pory wyglądało jak cień. Jeszcze jedna głowa, i jeszcze jedna, oczy szeroko otwarte, uszy nastawione, i nagle, jak jedno zwierzę, całe stado podrywa się i rzuca do galopu, pozostawiając po sobie tylko kurz i echo.
  Każdy, kto oglądał westerny, kto widział amerykańskie rodeo lub komu choćby nieobca jest reklama Marlboro, zna mustangi. Te wytrzymałe nieduże konie zamieszkiwały wielkie połacie równin Ameryki Północnej i sądzi się, że były tam obecne przez około pięćset lat.
  Słowo "mustang" pochodzi od hiszpańskiego mestena - "włóczący się" lub "bezpański" koń - i rzeczywiście, uważa się, że ta rasa pochodzi od koni przywiezionych przez hiszpańskich odkrywców w szesnastym stuleciu. Niektóre spośród tych koni uciekły i zadomowiły się na dzikich terenach, tworząc stada. Są one niezwykle płochliwe i z natury czują lęk przed człowiekiem - co nie powinno dziwić, jeśli się weźmie pod uwagę, jak były traktowane przez te wszystkie lata. Jednakże, jak większość koniowatych, mogą być oswajane i wykorzystuje się je jako "konie do bydła" - słynna jest ich szybkość i zwrotność.























    Uważa się, że konie były w Ameryce przez ponad dziesięć tysięcy lat rasą wymarłą, zanim nie przybyli tu hiszpańscy konkwistadorzy, a skamieniałości znalezione w Stanach Zjednoczonych pokazują, że ci wcześni przodkowie koniowatych byli tu obecni prawie na pewno.
  Ewolucja konia jest jedną z najlepiej opisanych i najsłynniejszych w całej nauce, obejmuje m.in. takie etapy jak ostateczne zmniejszenie się liczby palców i stopniowe ich powiększanie. Wczesne hyrakoterium, znane kiedyś jako eohippus, nie było większe od lisa. Przypuszcza się, że niewiarygodna liczba dziewiętnastu gatunków koniowatych zamieszkiwała Amerykę Północną piętnaście milionów lat temu.
  Będąc obiektem polowań, zarówno dla człowieka, jak i dla innych drapieżników, populacja koni zmniejszała się aż do całkowitego wyginięcia na izolowanym kontynencie. Tak było do momentu przybycia Hiszpanów i ich rumaków, które miały zmienić nie do poznania dalsze losy gatunku.





    Tymi najwcześniej przywiezionymi końmi były hiszpańskie konie andaluzyjskie, konie sorraia z Portugalii i berberyjskie z Maroka. Od czasu do czasu wśród dzikich stad pojawia się egzemplarz, w któym ponownie wyraźnie dochodzą do do głosu cechy charakterystyczne dla jednej z tych ras. Jednak przeważająca ilość mustangów to krępe, niewielkie koniki mierzące niewiele ponad 14 dłoni (1, 45 m), aczkolwiek ich wzrost może wahać się od 13 do 16 dłoni. Od chwili ich przybycia do Ameryki inne rasy - takie jak morgany, konie fryzyjskie i konie pełnej krwi - dodawane były do tej mieszanki.
  Tygiel ras, jakim stały się te dzikie stada, oznacza, że prawie zupełnie lub wręcz w ogóle nie istnieje coś takiego, jak standard hodowlany. Mustangi występują we wszystkich maściach, wszystkich kształtach i wielkościach, aczkolwiek wszystkie mają twarde kopyta, mocne nogi i są odporne.
  Najbardziej rozpowszechniona maść to jasny kasztan, z konopiastą grzywą i ogonem, oraz gniady, ale widuje się też maści mieszane: kasztanowato-gniade - lub karo-srokate, spotykane są też palomino i gniade.





  Wobec braku selekcji hodowlanej w dziewiętnastym wieku typowy mustang był najczęściej koniem o nieforemnej, pudełkowatej głowie, jeleniej szyi, wypukłym karpim grzbiecie i krowiej postawie tylnych nóg, innymi słowy, mającym okropną sylwetkę - z trudem można go było sobie wyobrazić jako romantyczny ideał dzikiego konia!
  Jednakże, chociaż brak mu prezencji i energii konia andaluzyjskiego czy też gibkiego wdzięku araba, mustang jest niewiarygodnie silny i odporny, obdarzony umiejętnością przetrwania na najtrudniejszym terenie, i to właśnie go ocaliło. Na początku dwudziestego stulecia liczba dzikich koni w USA wahała się od mniej więcej miliona do dwóch milionów. Jednak w sytuacji, gdy na mustangi polowano dla ich mięsa i dziesiątkowano ich stada, aby zachować cenne pastwiska dla bydła, na początku lat siedemdziesiątych na swobodzie pozostało mniej niż dwadzieścia tysięcy tych koni. Tak zwany "mustanging", chwytanie i transportowanie dzikich koni dla zysku, stał się potężnym biznesem.



 

  Metody chwytania i zabijania, jakie wówczas stosowano, były często brutalne - konie otaczane były przez kowbojów używających ciężarówek i helikopterów, ranne pozostawiano, by po prostu zdechły. Wydawało się, że dziki koń w Ameryce Północnej znajduje się na prostej drodze do ponownego wyginięcia.
  W wielkiej mierze dzięki staraniom jednej jedynej kobiety, Velmy Johnston, o uroczym przezwisku "Annie od dzikich koni" (Wild Horse Annie), która poprowadziła krajową kampanię w tej sprawie, w 1959 r. uchwalono prawo zakazujące wykorzystywania śmigłowców i innych samolotów oraz pojazdów silnikowych do polowań na dzikie konie i burro - małe osły - na terenach będących własnością rządu federalnego. Kolejnym krokiem było, przy ogromnym wsparciu społecznym, wydanie ustawy o swobodnie się przemieszczających dzikich koniach i burro (Wild Free-Roaming Horse and Burro Act) w 1971r., która określa mustangi jako gatunek chroniony po auspicjami Urzędu Zagospodarowania Terenu (Bureau of Land Managment, BLM).
  Trudno miłośnikowi koni wyobrazić sobie te dzikie stworzenia szlachtowane tylko po to, żeby je zjeść. Kto spośród nas może wyobrazić sobie konia, jakiegokolwiek konia, i nie ujrzeć siebie jadącego na jego grzbiecie, galopującego na nim przez rozległe pola, czującego, jak pod siodłem wzbiera przypływ energii, gdy koń spina mięśnie, zbierając się do skoku przez płot, rów czy strumień? Romantycy chcą pozostać wierni wyobrażeniu, że mustang nie da się oswoić, ale tak nie jest. Daleki od bycia krnąbrnym buntownikiem, jak się go często przedstawia, mustang w rzeczywistości jest całkiem posłuszny i potrafi wytworzyć silną więź łączącą go z człowiekiem.
  Uważa się, że to mieszkańcy Ameryki Północnej, Indianie, byli tymi, którzy pierwsi oswoili mustangi, a one odmieniły ich życie. Indianie polowali na potężne bizony, a odkąd opanowali sztukę jeżdżenia na dzikich koniach, ich szanse nieporównywalnie wzrosły. Prawdopodobnie można byłoby nawet dowodzić, że oswojenie mustangów przyczyniło się do zmniejszenia populacji bizonów.



 



  Dla Indian koń był oznaką statusu i symbolem nobilitacji. Był nieoceniony podczas wojny, służył jako waluta - za konia można było kupić narzeczoną, był prawdziwym skarbem. Kiedy wódz umierał, jego konie składano w ofierze, aby dołączyły do niego "po drugiej stronie".
  Jednak to nie trwało długo i biały człowiek - kowboj - odkrył mustangi jako raczej środek transportu niż obfity posiłek. Ten zwinny, niewielki koń wydaje się mieć wrodzony "krowi zmysł", dzieki któremu jest w stanie niemalże z góry przewidzieć, jaki będzie następny ruch krowy, co zapewniło mu rangę preferowanego przez kowbojów środka transportu.
  Dzisiaj jego zdolności można oglądać na zawodach westernowych, podczas których wyróżniają się na tle innych koni. Są także wykorzystywane w rodeo i amatorskiej jeździe konnej. Mustang pozostaje gatunkiem chronionym i Urząd Zagospodarowania Terenu nadal nadzoruje stada. Oferuje nawet możliwość adopcji mustangów, aby zapewnić dzikiemu koniowi Ameryki szansę przetrwania i pomyślnego rozwoju w przyszłości.



Koń przewalskiego

  

  Chyba najbardziej znanym - żeby nie wspominać, że najstarszym - z dzikich koni jest koń Przewalskiego, a ściślej mówiąc, kuc, gdyż przedstawiciele tej rzadkiej rasy mierzą od dwunastu do czternastu dłoni (dłoń odpowiada czterem calom lub 102 mm). Ochrzczony tak od nazwiska rosyjskiego podróżnika, pułkownika Nikołaja Michajłowicza Przewalskiego, który w 1879 r. odkrył niewielkie stado tych zwierząt w górach Tien-szan - "Górach Żółtego Konia" - na zachód  od pustyni Gobi, uważany jest za ostatniego z naprawdę dzikich koni.
   Znany również jako dziki koń azjatycki, koń Przewalskiego jest zadziwiająco prymitywnym stworzeniem i rzeczywiście stanowi połączenie pomiędzy najwcześniejszymi znanymi końmi a współczesnymi rasami. Koń Przewalskiego różni się od swojego udomowionego potomka tym, że ma nie sześćdziesiąt cztery, lecz sześćdziesiąt sześć chromosomów. Mimo niewielkiej postury potrafi być gwałtowny i agresywny. To mocno zbudowane zwierzę musiało przystosować się do surowej egzystencji na rosyjskich stepach i w mongolskich górach, gdzie uboga wegetacja i ostry klimat spotęgowały jego wytrzymałość. Uważa się, że jest on zwierzęciem wędrownym, przemieszczającym się zimą na północ i powracającym wiosną na południe.
  Karol Darwin wierzył, że wszystkie konie domowe pochodzą od jednej, bułanej, obdarzonej mniej lub bardziej wyraźną pręgą grzbietową prymitywnej rasy, o czym wydaje się rzeczywiście zaświadczać koń Przewalskiego, ze swoim bułanym umaszczeniem, pyskiem, który wygląda jak obielony mąką, pręgą na grzbiecie i poprzecznymi "prążkami zebry" na nogach.
  Latem 2003 roku osiem koni Przewalskiego, w tym cztery źrebne klacze, zostało wypuszczonych na wolność w Kazachstanie, gdzie rasa ta wymarła przed około sześćdziesięciu laty.

niedziela, 13 października 2013

Dzikie konie.


  W miłośniku koni świadomość, że to wspaniałe
stworzenie jest prawdziwie dzikie,
rozbudza chęć zgłębiania jego tajemnic.

  Jesteśmy tak przyzwyczajeni do widoku koni w swoim najbliższym otoczeniu - cierpliwe wierzchowce w szkółkach jeździeckich, posłuszne kucyki na letnich festiwalach - że ich obecność w naturalnym środowisku, czy są to rozległe równiny Ameryki, czy australijski interior, czy też łagodne wzgórza i wrzosowiska Anglii, potrafi nas zupełnie zaskoczyć. Zapomnieliśmy, że koń jest częścią naszego życia z powodu swojej natury, a nie tylko dlatego, że mu to narzuciliśmy.
  Żadne inne zwierzę nie żyło tak blisko człowieka, żadne nie fascynowało go tak długo. Począwszy od chwili swego wczesnego udomowienia, koń posłusznie szedł z nami do boju - i często ginął - stał się naszym głównym środkiem transportu, a teraz jest naszym towarzyszem na zawodach sportowych i podczas rekreacji w wolnym czasie. Jego los zawsze był związany z losem człowieka. Porośnięte trawą połacie naszej planety są do tej pory zasiedlone przez dzikie konie i jakże tragicznie byłoby, gdyby miało się to zmienić. Jeżeli Darwinowskie prawo mówiące o tym, że przetrwają najlepiej dostosowani, wciąż działa, wówczas koń nadal będzie się rozwijać i przynosić w nadchodzących latach pożytek człowiekowi.
  Z natury towarzyskie, konie są zwierzętami stadnymi - każdy posiadacz koni wie, że wypuszczane razem na pastwisko, stworzą pewną hierarchię, pewien porządek w stadzie, i będą przez większość czasu pozostawać w grupie, nawet jeżeli są to konie zupełnie różnych typów i ras.



  Pozostając w stanie dzikim, konie instynktownie tworzą stada, na ogół liczące kilka rodzinnych grup, złożonych z ogiera i może pięciu czy sześciu klaczy oraz ich potomstwa. Jako stado konie będą spać, bawić się i paść - dziki koń pasie się nawet do czternastu godzin na dobę - cały czas zachowując czujność wobec ewentualnego zagrożenia.
  Aczkolwiek w okresie godowym ogiery w obrębie grup będą walczyły o dominację nad zdolnymi do rozrodu żeńskimi osobnikami, stado jest zazwyczaj kontrolowane przez starsze klacze, które nadzorują i powściągają wszelkie przejawy nadmiernie wybujałego temperamentu wśród młodszych członków stada, a zwłaszcza wśród młodych ogierków. Podczas gdy udomowione ogiery są generalnie postrzegane jako bardziej dominujące i nieprzewidywalne niż klacze, "matrony" dzikiego stada mogą być równie agresywne i bynajmniej nie będą skłonne do uległości.
  Bezpieczeństwo dzikiego konia zapewnia kombinacja doskonałych cech fizycznych i wyostrzonych zmysłów - niezwykłą szybkość i wytrzymałość, pozwalającą uciec przed każdym drapieżnikiem, łączy on ze wspaniałym wzrokiem i słuchem, wykrywającym wszelkie niebezpieczeństwo. Aby móc przeżyć w stanie dzikim, koń polega na mechanizmie "walcz lub uciekaj". Ma mocne, wystające zęby, które jako "broń", użyta w szczególności przeciwko innemu koniowi podczas walki o dominację, mogą się okazać naprawdę groźne.



  Ruszając z miejsca, koń na krótkim dystansie może osiągnąć w trzy lub cztery sekundy maksymalną prędkość czterdziestu pięciu mil na godzinę - co odpowiada około siedemdziesięciu kilometrom na godzinę. Jego duże oczy, usytuowane po obu stronach głowy, mogą objąć spojrzeniem niemalże pełny okrąg, a jego ruchliwe uszy, które mogą obracać się o prawie trzysta sześćdziesiąt stopni, działają jak radar.
  Bezpieczeństwo wiąże się z liczebnością stada, więc może się zdarzyć, że drapieżnik zniechęci się widokiem dużej grupy zwierząt galopujących dookoła - nadmiar bogactwa wprawia w zakłopotanie, co nie zdarzyłoby się w przypadku kilku "oddzielnych posiłków". I tutaj znowu do głosu dochodzi teoria Darwina: jeżeli drapieżnikowi uda się oddzielić jedno zwierzę od stada, będzie to najprawdopodobniej zwierzę stare i słabe lub chore, podczas gdy najsilniejsi, najsprawniejsi członkowie grupy przeżyją i będą się dalej rozmnażać. Struktura społeczna stada, współpraca w obrębie grupy połączona z czujnością, zapewnia bezpieczeństwo jednostce. W ten sposób wszyscy członkowie stada mogą paść się, bawić i odpoczywać w warunkach względnego bezpieczeństwa.

Szpat (włogacizna)



  Szpat jest artrozą kończyn tylnych. Na zewnętrznej stronie kości tworzą się narośle, które długotrwale zakłócają bieg ruchu. Zmiany kostne tworzą się przeważnie w stawie skokowym i ograniczają ruch kopyta przez silny ból, rzadziej w sposób mechaniczny. przebieg choroby może doprowadzić do usztywnienia stawu!



  Rano koń wyraźnie kuleje i opiera się na palcach. W ciągu dnia lub w trakcie ruchu kulawizna nieco ustępuje. Szpat jest wywołany przez zbyt wczesne i za duże obciążenie stawu skokowego (konie sportowe, pociągowe).



Cierpienia koni chorych na włogaciznę można złagodzić za pomocą podków ortopedycznych. Dzięki zastosowaniu klinów na bocznych ramionach podkowy kopyto zostaje ustawione pod takim kątem, że koń może znowu stanąć na całej jego powierzchni. Nastawienie kierunku palców dodatkowo ułatwia koniowi poruszanie się.



  Te środki zaradcze łagodzą objawy i umożliwiają zwierzęciu przyjemniejsze życie, ale nie jest to sposób leczenia. We wczesnym stadium pomocne jest dużo ruchu bez obciążenia (spacery na wybiegu, lekka praca), co może zwiększyć ruchliwość dotkniętego chorobą stawu. W tym przypadku pomocne mogą być także środki medycyny naturalnej.



  Rozpoznanie włogacizny.
W celu rozpoznania włogacizny podnosi się po kolei każdą z tylnych kończyn i trzymając ją za staw pęcinowy przyciska do brzucha konia. Po około minucie nogę się puszcza, a konia skłania do biegu. Jeśli koń wyraźnie kuleje na uniesioną wcześniej nogę, to prawdopodobnie staw jest dotknięty artrozą. Tę diagnozę należy potwierdzić za pomocą zdjęć rentgenowskich. U wrażliwych koni próba na włogaciznę może wypaść pozytywnie, chociaż stawy są zdrowe! Zaleca się przeprowadzenie badań przez weterynarza.

Kulawizny



  Kulawizna jest powszechną dolegliwością koni. Najmniej szkodliwym jej powodem jest kamień, ale może nim być również ciężkie schorzenie.



  Mięśnie. Ewentualne zagrożenie dla różnych grup mięśni może powstać na skutek błędów żywieniowych lub hodowlanych, przez urazy lub także przez infekcję. Rozróżnia się przy tym naciągnięcia, zgniecenia i naderwania.



  Ścięgna. W obrębie ścięgien do uszkodzeń może dojść przez skaleczenia lub przeciążenia. Przeciążeniu może zapobiec jeździec: koń może się poruszać prawie po każdym podłożu, ale główną zasadą jest - lepiej po stabilnej niż po miękkiej powierzchni. W każdym razie, ważne jest to, aby podłoże było równe.



  Kości. Złamanie kości prawie zawsze poprzedza traumatyczne przeżycie, czyli wypadek. Najczęściej złamaniami kości dotknięte są kończyny przednie. Szczególnie ciężki przebieg mają złamania kości śródręcza. W przypadku tych kości chodzi o pozostałości kości palca wskazującego i serdecznego. Sposób postępowania jest zawsze taki sam: poinformować weterynarza i, jeśli koń może się jeszcze poruszać, zaprowadzić go do boksu, do dalszych badań. Rzeczą pewną jest jednak to, że wiele złamań, które wcześniej prowadziłyby niechybnie do śmierci zwierzęcia, może zostać wyleczonych.



  Stawy. Kości są ze sobą połączone stawami, które są zbudowane w różny sposób, w zależności od funkcji, jaką spełniają. Uszkodzenia stawów również prowadzą do kulawizny, która może być wywołana przez szpat (zesztywnienie), zapalenia, oderwane części kości w torebkach stawowych lub narośle na kościach. W leczeniu tych dolegliwości pomocne są przeróżne środki farmakologiczne podawane doustnie, dożylnie lub wstrzykiwane bezpośrednio w dany staw.

Ochwat



  Ochwat jest przyczyną ciężkiej do zlikwidowania kulawizny kopyt przednich. Najczęściej występuje u przekarmionych kuców. Ochwat jest bardzo bolesny, ponieważ podrażniony chorobą róg kopyt nie ma możliwości rozciągnięcia w twardej puszce kopytowej. Ochwat może do tego stopnia pogorszyć stan zwierzęcia, że trzeba będzie je już tylko uśpić.



  Rozróżnia się ochwat obciążeniowy, który może powstać w wyniku zbyt długiego transportu lub nadmiernej  jazdy po twardym podłożu, oraz ochwat paszowy, wywoływany przez nagłą zmianę paszy, przekarmienie, zepsutą paszę lub trujące rośliny. Przy ochwacie porodowym lub wywołanym ciężkimi chorobami wewnętrznymi trujące substancje wydzielane przez bakterie wywołują zakłócenia ukrwienia.



  Koń chory na ochwat kopyta przedniego przenosi ciężar ciała na kończyny tylne, przednie kopyta są wysuwane w charakterystyczny sposób do przodu. W ciężkich przypadkach koń nie może się poruszać. W przypadku chronicznego ochwatu symptomy są nieco mniej widoczne. U takiego konia obserwuje się sztywny chód, szczególnie na twardym podłożu.



  W przypadku podejrzenia o występowanie ochwatu, należy natychmiast wezwać weterynarza, ponieważ niektóre środku farmakologiczne mogą zapobiec przemieszczeniom kości kopytowej. Leczenie można wesprzeć za pomocą miękkiej wyściółki i chłodzących kąpieli. Gdy występujące bóle nie są ostre, oszczędnym prowadzeniem konia po miękkim terenie można wspomóc ukrwienie. Przy chronicznym ochwacie jest wymagane podkucie ortopedyczne z mostkiem i podłożoną skórzaną podeszwą.

Zapalenie trzeszczki kopytowej.



  Ta choroba, ogólnie znana jako trzeszczka kopytowa, jest trudnym do zdiagnozowania, przewlekłym zapaleniem kaletki maziowej trzeszczki kopytowej, prowadzącym do uszkodzenia trzeszczki kopytowej i ścięgna głębokiego zginacza palców. Choroba ta dotyczy, prawie wyłącznie, przednich nóg konia. Pierwotne zapalenie torebki maziowej sięga coraz głębiej i głębiej, aż do gładkiej warstwy chrząstki trzeszczki kopytowej (mała, podłużna kość, między kością kopytową a koronową). Ta warstwa chrząstki jest "prowadnicą" dla ścięgna kości kopytowej. Jeśli warstwa chrząstki zostanie zniszczona przez nawracające zapalenia kończyn i towarzyszące temu torbiele galaretowate okołostawowe, szybko zaatakowane zostanie także ścięgno głębokiego zginacza palców.

rehe1

  Jeżeli w wyniku szczegółowych badań weterynarz wykluczy inne schorzenia (ścięgna, stawy), można przeprowadzić tak zwaną próbę klinową, aby potwierdzić podejrzenia o występowaniu zapalenia trzeszczki kopytowej. W tym celu dotknięte chorobą kopyto ustawia się na drewnianym klinie, grubszym końcem klina w kierunku palców, a drugie kopyto podnosi się do góry.

P1010353

  Rozciągnięcie ścięgna zginacza palców wzmacnia ewentualnie występujące podrażnienie w aparacie ruchowym i jest dla konia tak nieprzyjemne, że podda się on tej procedurze z wielką niechęcią. Zdrowy koń bez problemu wytrzyma próbę klinową.



  Choroba jest uleczalna tylko w początkowym stadium. Jedyną możliwością złagodzenia dolegliwości choroby w jej zaawansowanym stadium jest ortopedyczne podkucie konia podkowami z miękką wkładką z tworzywa sztucznego i zwiększoną powierzchnią podparcia, co pomoże odciążyć ścięgna zginacza i trzeszczkę.

Nogi konia w pyle Zdjęcie Seryjne - 9648543