poniedziałek, 14 października 2013

Dzikie mustangi

  

  Wczesny poranek, wśród mgieł wstaje nowy dzień. Na olbrzymich równinach amerykańskiego Zachodu nic się nie porusza. Nagle orzeł, zataczający kręgi wysoko nad prerią, wydaje krzyk i podnoszą się głowy w stadzie koni, które do tej pory wyglądało jak cień. Jeszcze jedna głowa, i jeszcze jedna, oczy szeroko otwarte, uszy nastawione, i nagle, jak jedno zwierzę, całe stado podrywa się i rzuca do galopu, pozostawiając po sobie tylko kurz i echo.
  Każdy, kto oglądał westerny, kto widział amerykańskie rodeo lub komu choćby nieobca jest reklama Marlboro, zna mustangi. Te wytrzymałe nieduże konie zamieszkiwały wielkie połacie równin Ameryki Północnej i sądzi się, że były tam obecne przez około pięćset lat.
  Słowo "mustang" pochodzi od hiszpańskiego mestena - "włóczący się" lub "bezpański" koń - i rzeczywiście, uważa się, że ta rasa pochodzi od koni przywiezionych przez hiszpańskich odkrywców w szesnastym stuleciu. Niektóre spośród tych koni uciekły i zadomowiły się na dzikich terenach, tworząc stada. Są one niezwykle płochliwe i z natury czują lęk przed człowiekiem - co nie powinno dziwić, jeśli się weźmie pod uwagę, jak były traktowane przez te wszystkie lata. Jednakże, jak większość koniowatych, mogą być oswajane i wykorzystuje się je jako "konie do bydła" - słynna jest ich szybkość i zwrotność.























    Uważa się, że konie były w Ameryce przez ponad dziesięć tysięcy lat rasą wymarłą, zanim nie przybyli tu hiszpańscy konkwistadorzy, a skamieniałości znalezione w Stanach Zjednoczonych pokazują, że ci wcześni przodkowie koniowatych byli tu obecni prawie na pewno.
  Ewolucja konia jest jedną z najlepiej opisanych i najsłynniejszych w całej nauce, obejmuje m.in. takie etapy jak ostateczne zmniejszenie się liczby palców i stopniowe ich powiększanie. Wczesne hyrakoterium, znane kiedyś jako eohippus, nie było większe od lisa. Przypuszcza się, że niewiarygodna liczba dziewiętnastu gatunków koniowatych zamieszkiwała Amerykę Północną piętnaście milionów lat temu.
  Będąc obiektem polowań, zarówno dla człowieka, jak i dla innych drapieżników, populacja koni zmniejszała się aż do całkowitego wyginięcia na izolowanym kontynencie. Tak było do momentu przybycia Hiszpanów i ich rumaków, które miały zmienić nie do poznania dalsze losy gatunku.





    Tymi najwcześniej przywiezionymi końmi były hiszpańskie konie andaluzyjskie, konie sorraia z Portugalii i berberyjskie z Maroka. Od czasu do czasu wśród dzikich stad pojawia się egzemplarz, w któym ponownie wyraźnie dochodzą do do głosu cechy charakterystyczne dla jednej z tych ras. Jednak przeważająca ilość mustangów to krępe, niewielkie koniki mierzące niewiele ponad 14 dłoni (1, 45 m), aczkolwiek ich wzrost może wahać się od 13 do 16 dłoni. Od chwili ich przybycia do Ameryki inne rasy - takie jak morgany, konie fryzyjskie i konie pełnej krwi - dodawane były do tej mieszanki.
  Tygiel ras, jakim stały się te dzikie stada, oznacza, że prawie zupełnie lub wręcz w ogóle nie istnieje coś takiego, jak standard hodowlany. Mustangi występują we wszystkich maściach, wszystkich kształtach i wielkościach, aczkolwiek wszystkie mają twarde kopyta, mocne nogi i są odporne.
  Najbardziej rozpowszechniona maść to jasny kasztan, z konopiastą grzywą i ogonem, oraz gniady, ale widuje się też maści mieszane: kasztanowato-gniade - lub karo-srokate, spotykane są też palomino i gniade.





  Wobec braku selekcji hodowlanej w dziewiętnastym wieku typowy mustang był najczęściej koniem o nieforemnej, pudełkowatej głowie, jeleniej szyi, wypukłym karpim grzbiecie i krowiej postawie tylnych nóg, innymi słowy, mającym okropną sylwetkę - z trudem można go było sobie wyobrazić jako romantyczny ideał dzikiego konia!
  Jednakże, chociaż brak mu prezencji i energii konia andaluzyjskiego czy też gibkiego wdzięku araba, mustang jest niewiarygodnie silny i odporny, obdarzony umiejętnością przetrwania na najtrudniejszym terenie, i to właśnie go ocaliło. Na początku dwudziestego stulecia liczba dzikich koni w USA wahała się od mniej więcej miliona do dwóch milionów. Jednak w sytuacji, gdy na mustangi polowano dla ich mięsa i dziesiątkowano ich stada, aby zachować cenne pastwiska dla bydła, na początku lat siedemdziesiątych na swobodzie pozostało mniej niż dwadzieścia tysięcy tych koni. Tak zwany "mustanging", chwytanie i transportowanie dzikich koni dla zysku, stał się potężnym biznesem.



 

  Metody chwytania i zabijania, jakie wówczas stosowano, były często brutalne - konie otaczane były przez kowbojów używających ciężarówek i helikopterów, ranne pozostawiano, by po prostu zdechły. Wydawało się, że dziki koń w Ameryce Północnej znajduje się na prostej drodze do ponownego wyginięcia.
  W wielkiej mierze dzięki staraniom jednej jedynej kobiety, Velmy Johnston, o uroczym przezwisku "Annie od dzikich koni" (Wild Horse Annie), która poprowadziła krajową kampanię w tej sprawie, w 1959 r. uchwalono prawo zakazujące wykorzystywania śmigłowców i innych samolotów oraz pojazdów silnikowych do polowań na dzikie konie i burro - małe osły - na terenach będących własnością rządu federalnego. Kolejnym krokiem było, przy ogromnym wsparciu społecznym, wydanie ustawy o swobodnie się przemieszczających dzikich koniach i burro (Wild Free-Roaming Horse and Burro Act) w 1971r., która określa mustangi jako gatunek chroniony po auspicjami Urzędu Zagospodarowania Terenu (Bureau of Land Managment, BLM).
  Trudno miłośnikowi koni wyobrazić sobie te dzikie stworzenia szlachtowane tylko po to, żeby je zjeść. Kto spośród nas może wyobrazić sobie konia, jakiegokolwiek konia, i nie ujrzeć siebie jadącego na jego grzbiecie, galopującego na nim przez rozległe pola, czującego, jak pod siodłem wzbiera przypływ energii, gdy koń spina mięśnie, zbierając się do skoku przez płot, rów czy strumień? Romantycy chcą pozostać wierni wyobrażeniu, że mustang nie da się oswoić, ale tak nie jest. Daleki od bycia krnąbrnym buntownikiem, jak się go często przedstawia, mustang w rzeczywistości jest całkiem posłuszny i potrafi wytworzyć silną więź łączącą go z człowiekiem.
  Uważa się, że to mieszkańcy Ameryki Północnej, Indianie, byli tymi, którzy pierwsi oswoili mustangi, a one odmieniły ich życie. Indianie polowali na potężne bizony, a odkąd opanowali sztukę jeżdżenia na dzikich koniach, ich szanse nieporównywalnie wzrosły. Prawdopodobnie można byłoby nawet dowodzić, że oswojenie mustangów przyczyniło się do zmniejszenia populacji bizonów.



 



  Dla Indian koń był oznaką statusu i symbolem nobilitacji. Był nieoceniony podczas wojny, służył jako waluta - za konia można było kupić narzeczoną, był prawdziwym skarbem. Kiedy wódz umierał, jego konie składano w ofierze, aby dołączyły do niego "po drugiej stronie".
  Jednak to nie trwało długo i biały człowiek - kowboj - odkrył mustangi jako raczej środek transportu niż obfity posiłek. Ten zwinny, niewielki koń wydaje się mieć wrodzony "krowi zmysł", dzieki któremu jest w stanie niemalże z góry przewidzieć, jaki będzie następny ruch krowy, co zapewniło mu rangę preferowanego przez kowbojów środka transportu.
  Dzisiaj jego zdolności można oglądać na zawodach westernowych, podczas których wyróżniają się na tle innych koni. Są także wykorzystywane w rodeo i amatorskiej jeździe konnej. Mustang pozostaje gatunkiem chronionym i Urząd Zagospodarowania Terenu nadal nadzoruje stada. Oferuje nawet możliwość adopcji mustangów, aby zapewnić dzikiemu koniowi Ameryki szansę przetrwania i pomyślnego rozwoju w przyszłości.



1 komentarz:

  1. Bardzo dziękuję Sndro za ten post na temat koni. Chcę tylko dodać, że w Namibii też są jeszcze dzikie konie. Niestety, hieny zaczęły zabijać źrebaki, przez co całej populacji koni grozi wymarcie. Na hieny nie można polować, bo są na terenie chronionym. Nie ma więc możliwości by pomóc koniom.
    Więcej na ten temat napisano tutaj: http://www.africangamesafari.com/przygoda.html

    OdpowiedzUsuń